W Paryżu pewna kwoka,
Patrzyła na innych z wysoka.
Wytworne jadała potrawy,
W jabłuszkach pieczone gęgawy,
Beauf Bourginion w każdą niedzielę,
Mule, ostrygi, makrele.
Knedle, tarty, frykasy,
Arbuzy i ananasy.
Na złotych półmiskach podane
I suto szampanem zalane.
Nosiła wysoko koka.
Bo była to próżna kwoka.
Na czubku zaś pióra wpinała,
W klejnoy przywdziana cała.
I zawsze wysokie obcasy,
By dodać całości klasy.
Dziób także nosiła wysoko,
Była wszak… tylko kwoką.